Komentarze: 5
Hej hej. Dawno mnie nie było, za co przepraszam. Poprostu w moim monotonnym zyciu nic nowego się nie działo. Dziś byłam z moim koteczkiem >:) u weterynarza. Był wyjątkowo spokojny. Cisza przed burza. Gdy tylko weszliśmy do gabinetu zaczął sie horror. Tradycyjnie tata trzymał kota w narciarskich rekawiczkach. Nie macie pojęcia jak one sie przydają. I co się patrzycie z niedowierzaniem? Tu się nie ma z czego śmiać! OK wracając do tematu. Facet zbadał moją kicię i doszedł do wniosku, że ma zapalenie krtani i dlatego nie moze miauczeć. Biedaczek. Dostał dwa zastrzyki. I...... Kot doznał furii. wyrwał się tacie, przebił jedna z rekawic (mial je tata na rekach przypominam) zebem do krwi bo trafił w palca, chcial mamie wskoczyc bezpiecznie na plecy, ale ja podrapal na dloni i polecial dalej. Tam stalam ja (lekko zszokowana) i wpadł na moje ręce. Złapałam go. Uspokoił się. Wszyscy krzyczeli żebym go puściła na ziemie. Ja zrobiłam to a moj zestresowany kociak położył się na ziemi. Acha i najśmieszniejsza rzecz z calości - Moj kotek zostawił bardzo, ekhm, bardzo pachnaca rzecz w gabinecie. Powiedzmy, że to była łaskawa niespodzianka. (Łaskawa bo przynajmniej nie była rzadka) Ok nie truje juz wam bo słysze dzwonek do drzwi przyszli gości ;/ Ok nara