23 Luty 2004 - Dzień mojej ślepoty
Komentarze: 5
Koffani, dzisiejszy dzień byl potwornie dlugi. Siedziaam w szkólce do 10 30 i poszlam do higienistki. Mialam problem z moimi oczami. Nic nie widziaam. Bylam ślepa jak kret w dzień. Nie dość, że moja rodzinka wyjechaa to jeszcze przez moje oczy wezwano moich dziadków i pogotowie. Tak się nudziaam czekając w gabinecie higienistki, że szok. Kurcze przyjechali i pogotowie tys. Zabrali mnie do Rydygiera (dla nie wiedzących to szpital), bo tylko tak by ostry dyżur okulistyczny. Nie sądziam, że mnie zabiorą do szpitala. Siedziaam tam do 14 30. Przed ostatnim badaniem przyjechali moi rodzice. Ale byla zajawka. Mama przestraszona. Caly czas byla ze mną babcia. W końcu mnie wypuścili do domciu. Lekarka daa nam skierwoanie do lekarza. Jutro tam idę i nie pójdę do szkóki.
Postanowilam to napisać na blogu, ponieważ niechce się durnie tumaczyć i opowiadać wszystko 10 000 razy. Mam nadzieję, że nikogo nie przestraszyam. Wszystko jest prawie ok. Mam oszczędzać oczka, więc juz nie będę tak często wpisywać notek na blogu. Cóż muszę kończyć, bo zaraz mam mieć okady na moje patrzaki.
Caluski moi czytelnicy
Dodaj komentarz